Testy diagnostyczne

Humor z zeszytów

Kontakt

Pierwszy ułan Drugiej Rzeczypospolitej

15 lut, 08:24 Kamil Nadolski / Onet

O jego wyczynach było głośno w całej przedwojennej Polsce. Nie każdy bowiem wracał z dansingów trzema dorożkami. W pierwszej siedział on sam, w drugiej jego szabla, a w trzeciej – rękawiczki. Warszawska bohema go uwielbiała...

Był 29 września 1926 roku, kiedy Bolesław Wieniawa-Długoszowski z rozkazu Piłsudskiego, objął dowództwo nad 1 Pułkiem Szwoleżerów. Nie krył swego zadowolenia. Jeszcze przed nominacją, marszałek jednak zastrzegł:

"- Słuchajcie Wieniawa, macie mi pilnować szwoleżerów, żeby za dużo nie pili!

- Rozkaz, Komendancie! Obiecuję posłusznie, że nie będą pili więcej ode mnie!

- To mnie wcale tak bardzo nie pociesza - westchnął z rezygnacją Marszałek"

Wiedział co mówi. Nominowany kawalerzysta miał w życiu trzy słabości: konie, kobiety i koniak. I wiedziała o tym nie tylko stolica, ale i cała II Rzeczypospolita, a plotki o jego alkoholowych ekscesach, licznych romansach i niezliczonych pojedynkach docierały do większości europejskich dworów. Nie było przed wojną drugiej tak barwnej  postaci jak Długoszowski, który jeszcze za życia stał się legendą.

Pierwsze kroki na salonach

Bolesław Długoszowski urodził się 22 lipca 1881 roku w Maksymówce koło Stanisławowa (Galicja Wschodnia) w rodzinie Bolesława herbu Wieniawa i Józefy ze Struszkiewiczów. Dzieciństwo spędził w Bobowej w pobliżu Nowego Sącza. Lata nauki nie należały w jego przypadku do najłatwiejszych.

Szybko został wydalony z gimnazjum we Lwowie i kilku kolejnych szkół. Przyczyną były nie tylko problemy z greką, ale już od najmłodszych lat... temperament młodzieńca. W końcu, w roku 1900 zdał maturę eksternistycznie i rozpoczął studia medyczne.

Wybór szkoły wyższej nie wynikał specjalnie z jego zainteresowań, lecz braku planów na przyszłość, a także nacisku ojca. Takie to były czasy, że wielu młodych ludzi, niezdecydowanych co chce robić w życiu, wybierało się na medycynę, jeden z trzech najpopularniejszym wówczas kierunków, po prawie (jak pisał Boy-Żeleński, ukończenie tego kierunku oznaczało zostanie urzędnikiem) i filozofii (przyszłość nauczyciela gimnazjalnego).

Studiując na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie obracał się w towarzystwie literatów i artystów, a wśród osób, z którymi zdarzyło mu się przesiadywać byli m.in. Leopold Staff, Jan Kasprowicz, Kornel Makuszyński, Stanisław Przybyszewski, a nawet Stanisław Wyspiański. Długoszowski wyróżniał się jednak na tle innych studentów nie tylko elokwencją i butą, ale także... całkowitą abstynencją. Miał w zwyczaju ostentacyjnie popijać sok podczas bankietów. Kto by wówczas pomyślał, że dwie dekady później wśród warszawskiej bohemy niewiele będzie osób z tak mocną głową do picia co Wieniawa.

W czasie studiów zaręczył się z Marią Balastis, córką rektora. Do ślubu jednak nie doszło. Bolesław zerwał zaręczyny i ożenił się ze Stefanią Calvas, początkującą śpiewaczką, która zawróciła mu w głowie. Po ukończeniu studiów, jeszcze przez dwa lata mieszkali we Lwowie, aż wreszcie zdecydowali się na wyjazd do Berlina, a następnie do Paryża. Tam obydwoje kontynuowali naukę i obracali się w kręgach artystycznych. Efektem było założenie Towarzystwa Artystów Polskich w 1911 r., w skład którego wchodzili m.in. Władysław Reymont i Stefan Żeromski. To właśnie we Francji porzucił abstynencki sposób życia.

Błyskawiczna kariera wojskowa

To właśnie nad Sekwaną poznał Józefa Piłsudskiego, który w 1914 r. przybył do Paryża. Marszałek zrobił na młodym Bolesławie ogromne wrażenie. Kiedy wybuchła I wojna światowa, Długoszowski natychmiast udał się do Krakowa, gdzie wziął udział w kursie dla oficerów, zorganizowanym przez Związek Strzelecki i niebawem został powołany w skład 1 Kompanii Kadrowej. Przyjął w tym czasie pseudonim Wieniawa, od herbu rodowego.

Wojenna zawierucha sprawiła, że znalazł się w 1 Pułku Ułanów Legionów Polskich (tzw. Beliniakach) i już jesienią 1914 r. objął dowodzenie nad własnym plutonem. Był waleczny i odważny, toteż szybko awansował na porucznika i już w 1915 r. mianowano go osobistym adiunktem Józefa Piłsudskiego. Próbując przedostać się do Murmańska trafił nawet do więzienia na Łubiance, skąd pomógł mu się wydostać Leon Berenson, obrońcą m.in. Feliksa Dzierżyńskiego. Brał udział w przygotowaniach do wyprawy wileńskiej w 1919, a także w bitwie warszawskiej 1920 r. Za zasługi został odznaczony Krzyżem Virtuti Militari.

Oprócz zadań wojskowych Piłsudski powierzał Długoszowskiemu obowiązki dyplomaty. W 1922 r. wyjechał do Bukaresztu, gdzie jako attache wojskowy brał udział w przygotowywaniu polsko-rumuńskiej konwencji sojuszniczej. Po powrocie skończył Wyższą Szkołę Wojenną i w 1926 r. został dowódcą 1 Pułku Szwoleżerów. W październiku 1927 został mianowany I oficerem sztabu w Generalnym Inspektoracie Sił Zbrojnych. Ostatecznie 10 grudnia 1931 r. prezydent Ignacy Mościcki awansował go na generała brygady.

Zdobywca niewieścich serc

Tak w ogromnym skrócie wyglądała wojskowa kariera Wieniawy. Nie jest jednak tajemnicą, że najlepiej czuł się wśród szwoleżerów i to do tego stopnia, że kiedy otrzymał nominacje na generała wcale nie był szczęśliwy i podobno kazał sobie wydrukować wizytówki z napisem "Generał Wieniawa-Długoszowski, były pułkownik".

Ułańska fantazja sprawiała, że podkochiwały się w nim wszystkie kobiety. To fakt, był przystojny, szarmancki i niezwykle wrażliwy na punkcie płci pięknej. Do tego inteligentny i elokwentny (znał sześć nowożytnych języków plus łacinę i grekę).

Kobiety do niego lgnęły, choć liczbę podbojów, jaką mu się przypisuje należy traktować z przymrużeniem oka. Wojaże, bankiety i flirty lubianego kawalerzysty, były pilnie obserwowane przez ówczesne brukowce, a stałym bohaterem rysunków satyrycznych, jakie pojawiały się na ich łamach, był nie kto inny jak Wieniawa. Łatwo więc domyślić się, że w jego przypadku legenda żyła sama i wielokrotnie przypisywano mu rzeczy, z którymi nie miał nic wspólnego (jak słynny wjazd na koniu po schodach hotelu Bristol).

Prawdziwych anegdot jednak nie brakuje. Raz Wieniawa udał się ze swoją suczką na spotkanie z partnerem tej samej rasy. Właścicielka psa zażądała 200 ówczesnych złotych za usługi swojego pupila, co wydawało się ceną dość wygórowaną. Kiedy Długoszowski zapytał o przyczynę, kobieta zaczęła wychwalać zalety swojego czworonoga, począwszy od szlachetnego urodzenia, a na osiągnięciach i medalach zdobytych na licznych wystawach skończywszy. Wieniawa na to zdjął zarzuconą pelerynę i odsłonił mundur usiany medalami, wtrącając: "Ja od pani nie wziąłbym ani grosza!".

Innym razem na pewnym przyjęciu, do grona oficerów podeszła jakaś kokietka i z przekomarzaniem opowiadała jakie to cechy musi posiadać prawdziwy mężczyzna, a także jakiej długości przyrodzeniem powinien się legitymować. Znudzony Długoszowski z uśmiechem odpowiedział, że on żadnej części ciała nie zamierza skracać.

Nie było bankietu, na którym Wieniawa nie piłby alkoholu. Niektórzy twierdzili, że to sam alkohol go szukał, a nie na odwrót. Bolesław był szczerze lubiany przez dużą część warszawskiej bohemy, toteż gdziekolwiek się nie pojawiał, tworzyła się kolejka osób, chcąc się z nim napić. W efekcie bawił się z iście ułańską fantazją. Legendą obrósł już jego powrót do domu nad ranem aż trzema dorożkami – w jednej jechał sam Bolesław, w drugiej jego szabla, a w trzeciej – rękawiczki.

Podobno potrafił utrzymać w dłoni trzy kieliszki wódki między palcami i opróżnić ich zawartość, nie uroniwszy ani kropli. Innym razem z niemałą satysfakcją, aby rozruszać przyjęcie, dolewał do podawanych paniom napojów orzeźwiających, solidne dawki koniaku.

Warto przy tym podkreślić, że Długoszowski nie był typowym moczymordą, jak to zwykle bywa w takich przypadkach. Wszystko co robił, robił z klasą, starając się nie przekroczyć granicy dobrego smaku.

Był niezwykle przeczulony na punkcie swojego honoru, dlatego, mimo że pojedynki były wówczas zabronione, nie stronił od pozywania na ubitą ziemię, oponentów, którzy ośmielili się podważyć jego dobre imię. Niektórzy mówili, że Wieniawa robił to już zawodowo, albo samemu potykając się z przeciwnikiem, albo sekundując któremuś ze swoich przyjaciół.

Nie jest tajemnicą, że Piłsudski traktował go jak syna, toteż wszelkie wybryki i ekscesy faworyta kwitował uśmiechem lub westchnieniem rezygnacji. Marszałek był bardzo zasadniczy w kwestii braku dyscypliny i rozpasania się swoich podwładnych, do Wieniawy miał jednak ogromną słabość.

W 1928 roku Marszałek postanowił jednak podstępnie mianować go dowódcą garnizonu warszawskiego, odpowiedzialnym za porządek w mieście i rozpasanie oficerów. O dziwo, Bolesław przestał wtedy pić i znakomicie wywiązywał się ze swoich obowiązków.

Smutny koniec wesołego człowieka

Kiedy w 1935 r. zmarł Józef Piłsudski, Długoszowski bardzo to przeżył. Unikał ludzi, pił na umór. Wybawieniem okazała się dla niego nominacja na ambasadora w Rzymie, dokąd wyjechał w 1938 r. Kiedy 1 września 1939 r. Wieniawa usłyszał o ataku Hitlera, natychmiast chciał złożyć urząd i walczyć za kraj, odmówiono mu jednak i nakazano zostać nad Tybrem.

Informacja o wyjeździe z kraju Mościckiego była dla niego prawdziwym ciosem. Podobno rozpłakał się z upokorzenia. Nie mógł zrozumieć wyjazdu prezydenta, w momencie kiedy Polska walczy.

Tym większym szokiem była dla niego informacja, że Ignacy Mościcki to jego wskazał na swojego następcę. Choć zaskoczony, zgodził się przyjąć stanowisko i udał się do Paryża. Nigdy jednak nie został prezydentem. Na jego kandydaturę nie zgodziło się środowisko emigracyjne z Władysławem Sikorskim na czele, a także Francja i Wielka Brytania.

Upokorzony wrócił do Rzymu i dalej pełnił swoje obowiązki. Kiedy Włochy przystąpiły do wojny, rozwiązano polską placówkę dyplomatyczną w Rzymie. Dostał wówczas wiadomość o zwolnieniu go ze służby. Odmówiono mu także wjazdu do Wielkiej Brytanii.

Wobec takiego potraktowania, rozgoryczony Bolesław wyjechał wraz z rodziną w 1942 r. do Stanów Zjednoczonych, gdzie zamierzał zabiegać o pomoc wśród amerykańskiej polonii. Nic takiego jednak nie nastąpiło. Rząd emigracyjny był bardzo nieprzychylnie nastawiony do niego.

W czasie pobytu w USA pełnił m.in. obowiązki redaktora naczelnego "Dziennika Polskiego" w Detroit. Konsekwentnie był także pomijany przez polityków walczącej Polski. Za zasługi dla kraju, powierzono mu co prawda placówkę dyplomatyczną na Kubie, jednak Bolesław potraktował to jako kolejną potwarz, gdyż Kuba nic w tym czasie nie znaczyła, a odesłanie go tam, interpretował jako odstawienie na boczny tor.

Bolesław Wieniawa-Długoszowski popełnił samobójstwo 1 lipca 1942 r. wyskakując z tarasu na trzecim piętrze domu, w którym mieszkał w Nowym Jorku przy ulicy Riverside Drive 3. W jego pogrzebie wziął udział m.in. George Patton. W 1990 r. jego prochy przeniesiono na Cmentarz Rakowicki w Krakowie.

Więcej na ten temat:

Koper Sławomir, Życie prywatne elit Drugiej Rzeczypospolitej, 2009.

Grochowalski Wojciech, Ku chwale Wieniawy, 2001.

Dworzyński Witold, Wieniawa. Poeta, żołnierz, dyplomata, 1993.

Kusiak Franciszek, Życie Codzienne Oficerów II RP, 1992.

Majchrowski Jacek, Ulubieniec Cezara. Bolesław Wieniawa-Długoszowski. Zarys biografii, 1990.